Naruto nigdy nie pomyślałby, że przyjdzie
dzień, w którym tak ucieszy się na widok gęby Sasuke Uchihy.
Kiedy padł nagły strzał, Uzumaki był
pewien, że już po nim. To zabawne, że stając śmiercią twarzą w twarz człowiek
potrafił w ułamku sekundy przewertować w myślach całe swoje życie i jeszcze
dojść do wniosku, że mogło być ono lepsze.
Naruto był pewien, że właśnie z tą myślą
umrze.
Ból jednak nie nadszedł, a świat mu nie
pociemniał. Nic się nie zmieniło.
Otworzył niepewnie oczy nie wiedząc, czego
się spodziewać. Nie powstrzymał się od jęku ulgi, kiedy w tumanach kurzu
zobaczył wysoką postać mężczyzny, w której szybko rozpoznał Uchihę.
— Z nieba mi spadłeś, stary… — westchnął,
rozluźniając wszystkie mięśnie. Ulga jednak była krótka, kiedy do świadomości
Naruto dotarło, że tylko on miał szczęście.
Popatrzył na ciało Choujiego, leżące za
nim.
— Nie żyje?
Głos nie należał do Sasuke. Naruto
spojrzał w stronę drzwi wejściowych zaskoczony widokiem Kakashiego Hatake.
Mężczyzna ubrany w czarny trencz ociekał wodą, a jego szare włosy kleiły mu się
do twarzy.
— Co wy tutaj właściwie robicie?
— Ratujemy ci dupę? — odparł sarkastycznie
Sasuke, podchodząc do Uzumakiego. Wyciągnął w jego stronę dłoń, jednocześnie
spoglądając na martwą twarz Choujiego. — Szlag by to — mruknął.
— Nie wiem, co tu się odpierdala, ale
weszliśmy prosto w pułapkę — zaczął wyjaśniać Naruto, kiedy stanął na nogi. —
Jedna z domniemanych ofiar Saia…
— Pomagała mu. Wiemy.
— Skąd?
—Kogoś ruszyło sumienie. Kiedy zadzwoniłem
do komisarza Eguchi Takuyi, który prowadził sprawę śmierci matki Saia
powiedział więcej niż potrzebowaliśmy — powiedział Sasuke.
— Bez żadnego „ale” wszystko wyśpiewał?
— Okazuje się, że człowiek robi się
ckliwy, kiedy glejak zamienia mózg z papkę — wyjaśnił Kakashi.
Naruto potarł prawe ramię, czując jak
adrenalina w końcu opuszcza jego ciało. Odszukał wzrokiem zwłoki kobiety.
Leżała na ziemi z przestrzeloną głową. Zielone oczy pooglądały martwo przed
siebie.
— Ta kobieta powiedziała, że to ojciec
Sakury za wszystkim stoi — rzucił Naruto.
— Wysłaliśmy już wozy pod jego dom —
powiedział Kakashi. — Mam nadzieję, że Itachi da mu przy okazji w mordę, tak
profilaktycznie.
Nagle zadzwonił telefon. Sasuke wyciągnął
aparat z kieszeni kurtki i spojrzał na wyświetlacz. Na jego twarzy pojawił się
grymas, który Naruto już znał. Poczuł, że napięcie na nowo w nim wzrasta.
Sasuke włączył głośnomówiący.
— Co jest, Shikamaru?
— Nie zadawaj pytań, tylko słuchaj. Jestem
z Sakurą w Konoha. Mam rozkaz ze strony Kizashiego by ją zastrzelić. Właśnie
mierzę jej między oczy.
Naruto poczuł, że cała krew odpływa mu z
twarzy. Popatrzył na Uchihę i zobaczył czystą chęć mordu w ciemnych oczach.
Sasuke zaciskał mocno szczęki, zapewne ledwo hamując wybuch furii.
— I co? Mówisz mi to, żebym potem miał
powód, by cię żywcem wypatroszyć? — wysyczał.
— Kizashi ma spotkanie w Shinjuku. Z jakąś
grupą przestępczą. Nie znam za bardzo jego planów, wiem tylko, że jego celem
jest cała policja. Mówił coś o wielkiej rewolucji.
— I ty go w tym wspierasz?! — Naruto nie
wytrzymał. — Kurwa, Shikamaru! Jak mogłeś się od nas odwrócić?! Jego ludzie
zamordowali Choujiego!
Na kilka sekund zapadła ciężka cisza.
Potem usłyszeli bezbarwny głos Shikamaru:
— Radzę wam się pospieszyć. Inaczej
stracicie znacznie więcej.
Połączenie zostało zakończone.
♦ ♦ ♦
Shikamaru odetchnął głęboko i schował
telefon do kieszeni spodni. Spojrzał przelotnie na leżącą na ziemi Sakurę i
podszedł do nieprzytomnego Saia.
— Shikamaru — usłyszał jej szept.
— Cicho bądź. Uchiha na pewno niedługo się
zjawi.
Nara przerzucił sobie Saia przez ramię i
obrócił się w stronę drzwi. Dopiero wtedy na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na
Haruno. Była blada i się trzęsła. Kula przeszyła jej brzuch, krew powoli
wsiąkała w sweter, a Sakura odruchowo przytrzymywała ranę. Patrzyła na niego
rozbieganym wzrokiem.
Shikamaru poprawił sobie Saia na ramieniu
i wyciągnął telefon. Rzucił go Haruno — upadł tuż przy jej głowie.
— Daj mi trzy minuty. Jak odjedziemy,
zadzwoń do niego. Na pewno teraz odchodzi od zmysłów.
Ruszył do wyjścia.
— Zaczekaj!
Nie zrobił tego. Nie oglądając się więcej
na Sakurę, zamknął za sobą drzwi.
♦ ♦ ♦
Samochód gnał tak, że Sasuke momentami był
pewien, że kolejny zakręt będzie jego ostatnim. Ale i tak nie zwalniał. Nie
potrafił ściągnąć nogi z gazu, od momentu, w którym usłyszał jej słaby głos
błagający o pomoc.
Nie
możesz umrzeć, Sakura. Nie teraz…
Zacisnął dłonie na kierownicy tak, że
pobielał mu knykcie i przy kolejnym skrzyżowaniu wykonał ostry skręt w prawo.
Jakiś kierowca ciężarówki na niego ostro zatrąbił, bo Sasuke zajechał mu drogę,
ignorując czerwone światła.
Uchiha odetchnął, ale nie był w stanie
zapanować nad nerwami. Strach i furia mieszały mu się w żyłach, krew szumiała w
głowie, a w ustach miał tak sucho, jakby nie pił od paru dni.
Wytrzymaj,
Sakura, błagam.
Nagle zadzwonił telefon. Sasuke zerknął na
aparat przymocowany uchwytem do szyby. Widząc numer Shikamaru natychmiast
odebrał.
— Sakura, wszystko w porządku? — zapytał i
zaraz miał ochotę strzelić się w twarz, że nawet nie próbował maskować
zdenerwowania. Sakura tego nie potrzebowała. Z pewnością była w ty momencie
wystarczająco przerażona.
— Sasuke-kun… — usłyszał.
Uchiha czekał na ciąg dalszy, ale
zamilkła. Słyszał tylko jej urywany oddech.
Starał się nie wyobrażać sobie, w jakim
stanie jest Haruno, więc skupił się na drodze. Na szczęście opuścił już
ostatnie zabudowania Shinjuku, teraz miał już przed sobą prostą drogę pomiędzy
polami ryżowymi. Od Konohy dzieliło go nie więcej niż sześć kilometrów.
— Sakura, będę u ciebie z kilka minut,
dobrze?
Milczała. Albo sobie już dopowiadał, albo
oddech Sakury był coraz słabszy. Przełknął nerwowo ślinę, patrząc na drogę
tonącą w deszczu. Wszystko było szare i przygnębiające. Zaczął się zastanawiać,
jak odnajdzie budynek, w którym się znajdowała. Konoha nie była ogromnym
miastem, ale po tsunami ciężko było twierdzić, gdzie jaka ulica była. Większość
miasta została zrównana z ziemią.
— Kochanie? — zapytał z nadzieją, że uda
mu się nawiązać z nią kontakt. — Sakura, potrzebuję twojej pomocy, wiesz?
Słyszysz mnie?
Chrapliwy oddech.
— T-tak…
— Świetnie. Nie wiem, w którym budynku
jesteś, Sakura. Możesz mnie jakoś pokierować?
Usłyszał jej jęk, potem stęknięcie i
Sasuke domyślił się, że Sakura próbuje się ruszyć.
— Jesteś postrzelona, nie powinnaś…
— Zamilcz. Mam ci pomóc, czy nie? — Jej
głos zabrzmiał wyjątkowo mocno, co obudziło w
Sasuke nadzieję.
— Sakura, ale nie nadwyrężaj się — poprosił.
— Kula może się przemieścić i uszkodzić inne organy.
Na chwilę zapadło milczenie, Sasuke starał
się wychwycić jej głos, ale słyszał tylko jakieś szmery. A potem coś łupnęło o
podłogę.
— Sakura!
Cisza. Znowu jakieś szmery.
— Żyję, kretynie — powiedziała miękko. Usłyszał
jak bierze głęboki wdech. — Chyba jestem w domu mojego ojca.
— Kizashi mieszkał w Konoha?
— Tak. Budynek jest tuż przy drodze. Z
okna zobaczyłam chyba pola ryżowe. Tak mi się wydaje… — Głos na nowo był
słabszy.
— Byłaś tam już? — zapytał Sasuke.
— Nie… Ale widziałam zdjęcia. Po drugiej
stronie ulicy jest parterowy budynek z szyldem „Kuriya”. To była ulubiona
restauracja ojca z dzieciństwa…
— Rozumiem.
Sasuke docisnął pedał gazu. Strugi deszczu
rozbijały się o przednią szybę, tworząc abstrakcyjne plamy, które zaraz
rozmazywały wycieraczki. Uchiha starał się wypatrzeć jakieś zarysy budynków w
ulewie, ale ledwo widział przednie światła samochodu. Nagle samochodem
podrzuciło i Sasuke poczuł, że traci panowanie. Szybko wykręcił kierownicę i
puścił pedał gazu. Na szczęście samochód zdołał utrzymać się śliskiej
powierzchni jezdni. Sasuke odetchnął, uświadamiając sobie, jak bezmyślny był.
Zmniejszył prędkość i skupił się ponownie na drodze.
Pomiędzy ciężkimi, ołowianymi chmurami
rozeszły się błyski. Zagrzmiało.
— Sasuke-kun?
— Tak?
— Pamiętasz, że boję się burzy?
Sasuke uśmiechnął się nikle.
— Mhm.
— Zawsze mnie wtedy przytulałeś.
— Niedługo to zrobię.
Sakura zamilkła i Sasuke tknęło
przeczucie, że to zły znak.
— Obiecuję, Sakura — powiedział. — Ale
musisz jeszcze wytrzymać, jasne?
— Mhm.
W końcu z ciemnej szarości wyłoniła się brudna
tablica, informująca, że wjeżdża na teren Konohy. Zaraz za nią jak z otchłani
wynurzył się zarys pierwszego zawalonego budynku. Potem widział gruzy innego, i
następnego. Sasuke zwolnił, starając się wypatrzeć starej restauracji. Musiało
to być przy głównej ulicy, gdyż tylko z niej był widok na ciągnące się pola
ryżowe.
— Sakura, jestem w Konoha.
— Jedź prosto… — mruknęła. Sasuke
przeszedł dreszcz, słysząc jej głos.
Umierasz.
— Sakura…
— Klakson.
Sasuke spojrzał zaskoczony na telefon w mig
pojmując jej zamysł. Nacisnął na kierownicę i ostry, donośny dźwięk rozniósł
się po pustej ulicy.
— Słyszę… jesteś blisko…
Sasuke rozglądał się na boki, jadąc
wolniej niż by chciał. Kilkadziesiąt metrów dalej dostrzegł parterowy budynek
po lewej stronie. Poczuł, że ciśnienie mu rośnie. Kiedy odczytał napis wcisnął
hamulec, a samochodem aż szarpnęło. Szybko wyłączy silnik, zabrał telefon i
wyskoczył z samochodu, prosto w dużą kałużę. Deszcz siepnął go mocno w twarz, a
zimne krople spłynęły za kołnierz koszulki po rozgrzanej skórze. Uchiha
dostrzegł kilkupiętrowy budynek po przeciwnej stronie i popędził do drzwi.
W środku było zimno i pachniało zatęchłym
powietrzem. Nie było światła, Sasuke ruszył schodami.
— Gdzie jesteś, Sakura?! — krzyknął do
telefonu, ale odpowiedziała mu tylko cisza. — Sakura!
Kiedy znalazł się na pierwszym piętrze
Uchiha zdał sobie sprawę, że ma po kilka mieszka do przeszukania.
Marnował czas.
— Sakura! — zawołał ponownie. Tym razem
usłyszał jakiś szmer w telefonie. — Piętro, Sakura!
— Chyba… trzecie… I weź… się nie drzyj…
Uchiha miał wrażenie, że jego ciało
przeszywa bolesny prąd. Dzieliły go zaledwie metry od niej, a czuł, jakby był
to mur, przez który nie zdąży się przebić. Popędził dalej, przeskakując po dwa
stopnie. Kiedy znalazł się na korytarzu wiedział, żeby szukać w mieszkaniach od
strony ulicy. Wpadł do pierwszego, o mało nie wywalając się o przewróconą
lampę.
— Sakura! — zawołał wchodząc do jadalni.
Pusto.
Sasuke przeklął i wypadł z powrotem na
korytarz. Do następnego drzwi były zaryglowane, uderzył w nie barkiem, jednak
zamek nie puścił.
Wiedziony przeczuciem pobiegł do
następnego mieszkania. Zobaczył uchylone drzwi. Spojrzał na podłogę i dostrzegł
słabe odciski butów w progu. Pchnął drzwi.
Wszedł do mieszkania, rozglądając się na
boki. Z korytarza były wejścia do trzech innych pomieszczeń, ale Uchiha widział
wyraźne odciski na panelach tylko do jednych drzwi.
Pokój tonął w półmroku. Stara żarówka
świeciła się jeszcze słabo, tworząc jasną aurę w centralnej części
pomieszczenia.
Była tam. Leżała przy kaloryferze, twarzą
zwrócona w jego stronę.
— Sakura! — zawołał, dopadając do jej
ciała. Nie zareagowała. Sasuke dotknął jej ramienia, jednoczenie patrząc na
krew, która wsiąknęła w szczeliny popękanych paneli. Zgarnął włosy z jej twarzy
i nie powstrzymał się od żałosnego jęku, widząc bladą, posiniaczoną twarz i
zamknięte oczy. — Sakura…
Przyłożył palce do tętnicy szyjnej. Poczuł
falę ulgi, kiedy wyczuł słaby puls. Natychmiast wybrał telefon na pogotowie.
Dysponentka przyjęła zgłoszenie, a Sasuke pozostało tylko czekać.
I mieć nadzieję.
♦ ♦ ♦
— Chcesz mi powiedzieć, że Kizashi Haruno
zamierza wykosić całą policję? Co on planuje? Drugą masakrę nankińską*?!
Szef wydziału zabójstw, nadkomisarz
Hiashi Hyūga należał do tego typu ludzi, których Itachi wolał na co dzień
unikać. Wiecznie wściekły i wyżywający się na wszystkich podwładnych w ciągu
pięciu lat swojej pracy Hiashi zyskał miano hegemona.
— Nie wiemy, jaki mam w tym cel. Podobno
chodzi o jakąś rewolucję — wyjaśnił Itachi, ale kiedy zobaczył wściekłe
spojrzenie utkwione prosto w nim, wiedział, że to nie były słowa, które Hiashi
chciał usłyszeć.
— Rewolucję?! Ja mu, kurwa, dam rewolucję!
— huknął, uderzając rękoma o blat tekowego biurka. — Niech tu przyjdzie, to łeb
mu odstrzelę i tyle będzie miał z rewolucji!
Itachi nie był pewien, jak ma się
zachować. Najchętniej zwiałby stąd. W tym momencie opcja zmierzenia się z
Kizashim była bardziej kusząca, niż każda kolejna sekunda stania w gabinecie
przełożonego.
Hiashi odetchnął głęboko i złapał się za
grzbiet nosa.
— Dobra. Kizashi z jakiegoś powodu chce
doprowadzić do upadku policji, ale czemu?
— Nie wydaje mi się, że chodzi o upadek
naszej instytucji.
— Co masz na myśli?
Itachi ważył słowa, dokładnie
zastanawiając się, co chce powiedzieć.
— Wydaje mi się, że bardziej zależy mu na
poszerzeniu swoich wpływów.
Hiashi zmarszczył brwi.
— Chyba nie rozumiem.
— Kizashi jest wpływowym politykiem, ma
koneksje w różnych instytucjach. Jest manipulatorem. Wykorzystał Saia i Sakurę,
żeby podrzucać nam fałszywe tropy. Odciągnął nas od siebie, mogąc w tym czasie
realizować swój plan. Zwabił Naruto i Choujiego, żeby ich zabić! Próbował
osłabić nasz wydział, odstrzeliwując nas pojedynczo.
— Po cholerę?!
— Bo robi miejsce dla swoich. Chce
zamienić Tokijską Policję Metropolitarną we własny plac zabaw, gdzie on będzie miał prawo
głosu.
— Tutaj pracuje ponad trzysta osób! Nie
zabije wszystkich! To…! — Hiashi urwał, a jego twarz pobladła. — Skurwiel chce
wybić tych najwyższych stopniem.
Itachi przytaknął.
— I na pewno zabije każdego, kto wie
cokolwiek na ten temat.
— Niech spróbuje — warknął Hiashi. — Ale
ja będę szybszy.
Itachi miał nadzieję, że słowa Hiashiego nie
były kłamstwem.
Drzwi do gabinetu się otworzyły i do
środka wparował Naruto. Nadal był w przemoczonych ubraniach, a włosy kleiły mu
się do twarzy.
— Itachi! Dzwonił Sasuke! Pogotowie już
zabrało Sakurę, ale podobno jest w krytycznym stanie. Prosił, żebyś do niego
zadzwonił.
Uchiha zerknął na Hiashiego, a widząc jego
aprobujące spojrzenie pospiesznie opuścił gabinet. Na korytarzu podszedł do
okna z widokiem na ruchliwą ulicę i część parku, przesłoniętego budynkami.
Obejrzał się przez ramię, wyciągnął telefon
i wybrał numer do Sasuke. Brat odebrał
po drugim sygnale:
— Co z nią?
— Jest już na sali operacyjnej. Ale
podobno jest źle. Straciła zbyt wiele krwi.
Itachi słyszał strach w głosie brata, a Sasuke
nie należał do ludzi okazujących emocje.
— To silna kobieta. Wyjdzie z tego —
rzucił wyświechtaną formułkę, bo w tym momencie nie miał lepszego pomysłu.
— Jestem potrzebny, prawda?
Itachi znowu zerknął na korytarz.
Policjanci kręcili się rozluźnieni i nieświadomi, że czyha na nich
niebezpieczeństwo.
— Nie, Sasuke. Zostań z Sakurą. Jej jesteś
bardziej potrzebny.
Niespodziewanie gdzieś na niższym piętrze
rozległ się huk wystrzału. Najpierw jednego, a zaraz całej serii.
Karabin,
przemknęło
Itachiemu przez myśl.
Spojrzał ostatni raz na widok za oknem.
Deszcz przestał padać, chmury jednak wisiały nisko i wyglądały złowieszczo.
— Przyjadę, nie odpuszczę jej ojcu.
Kolejne wystrzały, które zaczęły się mieszać
z krzykami. Na korytarzu zrobił się chaos. Z gabinetu Hiashiego wypadł Naruto z
bronią w ręce. Popatrzył z niedowierzaniem na Itachiego i zaraz pomknął w
kierunku schodów.
—Sakura musi mieć kogoś przy sobie, kiedy
się obudzi. Nie przyjeżdżaj — powiedział ostrzej Uchiha.
— Coś się dzieje?
Itachi zacisnął szczękę, powstrzymując się
przed wypowiedzeniem niewłaściwych słów.
— Wszystko w porządku. Zadzwonię później.
Nie czekając na odpowiedź rozłączył się i odetchnął
głęboko.
Hiashi pojawił się na korytarzu. Trzymał w
dłoni broń, a Itachi dostrzegł, że za pasem miał jeszcze jeden pistolet.
— Nie wierzę, że jego plan to nas
wszystkich wybić od tak. I do tego potrzebował całej szopki z Saiem? To się
kupy nie trzyma!
Itachi zmarszczył brwi i sam sięgnął po
broń.
— To prawda. Ale chyba nie mamy teraz
czasu tego analizować. Póki co, pozostało nam jedno.
Hiashi popatrzył na niego pytająco.
— Przetrwać.
*Masakra nankińska – ludobójstwo w
Nankinie dokonane przez Cesarską Armię Japońską.
Od
autorki:
Dzień dobry! Tak, w końcu pojawił się nowy rozdział. ;) Przepraszam, że tyle
czekaliście. Mam nadzieję, że rozdział wam to wynagrodził. Nie będę się rozpisywać,
bo nie ma o czym. No, może poza jednym. Będzie jeszcze rozdział dziesiąty. Trochę źle rozplanowałam
wszystko, a wątku kulminacyjnego nie zamknę w kilku zdaniach! xD
A co u was, robaczki? Bo zauważyłam, że
ostatnio trochę cisza na blogspocie. Smutek. :c Mam nadzieję, że wena was nie
opuściła!
Ufff
OdpowiedzUsuńJak gorąco :O
Warto było czekać, nie powiem.
Jak zwykle rozdział jest rewelacyjny, wciągający i pozostawiający mętlik w głowie. Nie mogę się doczekać dziesiątki!
Cieszy mnie, że rozdział się podobał. Miejmy nadzieję, że 10 rozdział napiszę nieco szybciej. xD
UsuńO tak! Zdecydowanie :D
UsuńJej! Będzie 10 rozdział! 1 rozdzial więcej frajdy!
OdpowiedzUsuńNo może frajda, to trochę przesadnie powiedziane, bo ja tu umierałam ze stresu razem z Sasuke! Ten jego wyścig z czasem, aby dojechać do Sakury! Prawie zawału dostałam! Ja tylko czekałam, aż ona się przestanie odzywać do telefonu lub Sasuke gdzieś się wpakuje samochodem. Serio, bałam się, że to się może skończyć przed jego dojechaniem na miejsce nawet jego własną śmiercią.
Shikamaru już w ogóle nie rozumiem. Niby jest tym złym, niby jednak nie, ale do Sakury jednak strzelił. Rozumiem jeszcze, jakby np. była to noga, żeby nie mogła zbyt szybko uciec, ale to był brzuch! O co w tym wszystkim chodzi?
Moim zdaniem świetnie przedstawiłaś Hyugę jako nadkomisarza. Był dla mnie bardzo realistyczny.
Och, jeszcze te strzały na dole! Czyli Kizashi faktycznie chce wybić policjantów, przeprowadzając zamach? Trochę to dziwne, ale i zarazem straszne. Myślę, że nam to bardzo ładnie wyjaśnisz w następnym rozdziale. :)
Mam złe przeczucia co do Sasuke - że jednak nie zostanie przy Sakurze, tylko będzie się pchał na komendę... wydaje mi się, że nie obejdzie się bez ofiar w głównych bohaterach. Albo Sakura albo Sasuke, a może nawet Itachi. Ktoś umrze. A może jednak nikt? Może to tylko moja wyobraźnia? Oby!
Czekam na 10!
Pozdrawiam i weny życzę!
Tak, będzie 10 rozdział. :D Ja tam chciałabym już zakończyć tę historię, ale nie zostawię otwartych wątków, a wszystkiego bym do epilogu nie upchała. xD Cieszę się, że emocje ci towarzyszyły podczas wyścigu Sasuke z czasem. :D
UsuńNie będę mówi, czy ktoś umrze, bo byłby spoiler. :D Powiem tylko tak - należe do tych nieprzewidywalnych osób. xD
Pozdrawiam!
Kawa i Instynkt - połączenie idealne.
OdpowiedzUsuńAle emocje buzowały w momencie czytania sceny z wykrwawiającą się Sakurą! :o
Kizashi to jednak dobry jest, tak o od buta sobie wbija do siedziby Policji :D
Ja jednak mam nadzieję, że ktoś umrze. Na początku pisałaś, że krew się będzie lała w tym opowiadaniu, więc trzymam za słowo! Haha :D
Super, że będzie dziesiątka. Zacieram łapki.
Życzę duużo weny!
Pozdrawiam <3
Powiem tak, no poleje się krew, poleje. :D Mówisz, że moje opowiadanie pasuje do kawy? To super, bo ja sama przy kawie uwielbiam czytać! <3 I były emocje? O jezu, jak dobrze. :3
UsuńPrzeczytałam rozdziały wczoraj, ale przez to że mam nocne zmiany w tym tygodniu nie zdążyłam wyrazić swojej opinii, ale dziś znalazłam chwilę wolnego i oto jestem!
OdpowiedzUsuńNotka jak zwykle wciągająca. Akcja nie zwalnia, wręcz przeciwnie, rozwija się dalej! Szkoda mi Choujiego, choć rzadko pojawia się w innych opowiadaniach, tak tutaj mi przykro że pojawił się tylko a chwilkę :< Za to nie pozwoliłaś zginąć naszemu Uzumakiemu!
Moment z Sasuke był kochany ❤️ Co jak co, ale oprócz akcji potrafisz również opisać uczucia bohaterów i wątki miłosne. Moment w jaki sposób Uchiha odnalazł Haruno tak mnie wciągnął, że przeczytałam go pare razy. Wedlug mnie najlepsza akcja jaka się rozegrała w tym rozdziale :) Ale oczywiście to nie oznacza, że resztą była gorsza, żebyś tak nie zrozumiała!
Oj SHarikamar, Shikamaru, nawet nie wiesz jaki błąd popełniasz! Ten Kizashi przeraża mnie, typek nie nabył u mnie sympatii.
Końcówka mnie zaskoczyła, przez co jestem ciekawa co pojawi się w kolejnej notce. Cos czuję, że będzie się działo u Irackiego i Hiash'iego :). Mam rozumieć że dziesiąty rozdział będzie ostatnim? Mam nadzieję że nie. Opowiadane jest za bardzo ciekawe :)
A dobra, teraz zauwazylam, ze będzie jeszcze epilog XDD Przepraszam również za błędy, ale dodawałam komentarz na telefonie ;_;
UsuńNo to aż zacieram rączki, że będzie jeszcze jeden rozdział. Bo zazwyczaj w epilogach jest mało akcji itp, raczej to podsumowanie niż finał historii, no ale każdy może napisać inaczej. Spodziewam się niezłej jazy w następnej części :D
OdpowiedzUsuńScena z ranną Sakurą i Sasuke, który gnał na złamanie karku była naprawdę wciągająca. Przez sekundę przeleciało mi przez myśl, czy to nie jedna z tych słodko-gorzkich historii, gdzie jeden z głównych bohaterów umiera, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
Buziaki~
Omg ten instynkt część 10 już jest xD Nie ogarnęłam, bo szłam po spisie, a tam brakowało najnowszej części. Już lecę~
Usuń