Itachi Uchiha w życiu nie trawił dwóch
rzeczy: ramenu i bycia zaskakiwanym.
Nikt nie był pewien, co planuje Kizashi
Haruno. Nie zdążyli dobrze oswoić się z myślą, że znany polityk jest ich
wrogiem, a już musieli się zmierzyć z atakiem na własnym podwórku.
Nikt nie był na to gotowy.
— Padnij! — Koś szarpnął Itachiego za
ramię i pociągnął w dół. Uchiha runął na ziemię w ostatniej sekundzie przed
falą wystrzałów. Kątem oka dostrzegł sylwetkę Naruto. Mężczyzna poderwał się i
strzelił dwukrotnie trafiając w przeciwnika.
— Ruszaj się!
Zerwali się do biegu, prosto do jednego z
gabinetów. Po drodze minęli kilka ciał policjantów. Wśród nich Itachi dostrzegł
znajome twarze.
Wpadli do pokoju, Naruto natychmiast
zamknął drzwi i szybko podsunął krzesło, blokując klamkę oparciem.
— To na niewiele się zda — skwitował
ponuro Uchiha. — Jesteśmy w potrzasku.
Naruto odetchnął głęboko. Kiedy Itachi mu
się przyjrzał, zobaczył, że Uzumaki krwawi z prawego ramienia.
— Nie wygląda za dobrze.
Uzumaki machnął tylko ręką.
— Do wesela się zagoi.
— O ile dożyjemy czegoś takiego.
Naruto podszedł do okna i wyjrzał.
— Szlag by to.
— Jesteśmy na trzecim piętrze. Cos ty
myślał?
Naruto zaczął masować kark, wyraźnie się
nad czymś zastanawiając.
— Zabiłem jednego z najemników Kizashiego.
Miał wytatuowany czerwony księżyc na karku.
Itachi poczuł, że pocą mu się dłonie.
— Słucham?
— Mamy przejebane, co nie?
Delikatnie
powiedziane,
pomyślał z przerażeniem Itachi. Na korytarzu znowu rozległy się odgłosy
wystrzałów, krzyki i odgłosy upadających ciał.
— Musimy się przebić — stwierdził Itachi,
zaciskając dłoń na swoim pistolecie.
— Niech no dorwę tego skurwiela — syknął
Uzumaki.
Zajęli miejsca po dwóch stronach drzwi.
Itachi skrył się za biurkiem, a Naruto bezpośrednio za drzwiami.
Akatsuki było znane z zawodowych
strzelców, więc mieli jedną szansę. Jeśli go nie zaskoczą, to było już po nich.
Ktoś złapał za klamkę, spróbował otworzyć
drzwi. Potem naparł na nie raz, drugi. Pod wpływem uderzeń krzesło ostatecznie
upadło.
Itachi czuł, jak wszystko w nim zamiera na
ostatnie ułamki sekund. Gdy tylko w progu zamajaczyła mu wysoka sylwetka, spiął
mięśnie gotów do wyskoku.
Do pokoju wszedł niewysoki mężczyzna o
jasnych włosach spiętych w kitkę. W rękach trzymał pistolet i rozglądał się
uważnie.
Czekali.
Mężczyzna zrobił kilka kroków wprzód,
wchodząc w strefę Naruto. Drzwi się zatrzasnęły i nim mężczyzna zrozumiał co
się dzieje, Naruto już w niego celował Makarovem.
Na twarzy mężczyzny tylko przez sekundę
malowało się zdziwienie. Nim jednak pomyślał o naciśnięciu na spust Itachi
wyskoczył i strzelił mu w skroń. Kula przeleciała na wylot, krew rozbryzgała
się na białej ścianie, a ciało runęło na ziemię.
Mężczyźni wymienili między sobą spojrzenia
i ruszyli o wyjścia. Itachi zabrał zabitemu jego broń i popatrzył na martwą
twarz. Dopiero wtedy zrozumiał, że już go kiedyś widział.
— Chodź, mamy czysto! — usłyszał
warknięcie Uzumakiego.
Itachi spoglądał w niebieskie oczy Deidary
i uśmiechnął się z triumfem.
— To za tamtego dzieciaka, gnoju —
powiedział ni do siebie ni do zwłok.
Korytarze były dziwnie ciche. Uchiha nie
słyszał nic poza własnym oddechem i sercem tłukącym mu się w klatce. Szli po
podłodze zbrukanej krwią i wyłożonej ciałami ich przyjaciół. Itachi starał się
nie patrzeć na twarze powykrzywiane w agonii, skupił się wyłącznie na tym, co
miał przed sobą.
Powoli schodzili po schodach. Na
półpiętrze zobaczyli ciało innego członka Akatsuki. Kobiety. Miała zadanych
kilka strzałów w klatkę piersiową, z kącika ust spłynęła jej stróżka krwi, a
niebieskie włosy broczyły w czerwonej mazi.
Kiedy zbliżali się do parteru usłyszeli
jakiś szmer. Jakby coś drapało pazurami w ziemię, przy tym charcząc
nieprzyjemnie.
Itachi wyszedł przed Naruto i stanął w
długim korytarzu pełnym ciał funkcjonariuszy. Pośród kłębowiska dostrzegł ruch
nieopodal wyjścia z budynku.
Poczuł, że zalewa go zimny pot, kiedy w
tym rzucającym się ciele rozpoznał Hiashiego Hyūgę.
— O mój boże! — jęknął Nauto, kiedy
znaleźli się przy nadkomisarzu.
Mężczyzna miał ranę postrzałową klatki
piersiowej i prawego uda. Kiedy Itachi się obejrzał, zobaczył, że za Hyūgą
ciągnie się czerwona smuga krwi.
— Hiashi, nie ruszaj się — rozkazał Naruto
twardo, chociaż obaj wiedzieli, że na pomoc było za późno. Hiashi był blady,
sapał i pluł krwią. Ale jego jasne oczy pozostały niezmienne. Biła od nich
wściekłość.
Drżącą ręką złapał Naruto za materiał
koszulki.
— Dorwijcie… zabijcie… — charczał, a
wypluta krew spływała mu po brodzie. — Za nas…
Oczy mu zadrżały, ręka poluźniła uścisk,
by ostatecznie upaść swobodnie na brzuch. Usłyszeli jeszcze jego ciche
westchnienie, jakby śmierć przyniosła mu upragnioną ulgę.
Itachi spojrzał na wyjście z budynku,
rozumiejąc, że Akatsuki się wycofało. Rodziło to jednak pytanie: Co dalej?
♦ ♦ ♦
Kizashi Haruno był całkiem zadowolony.
Wprawdzie sam nie brał udziału w tej rzezi, ale politykowi nie wypadało brudzić
rąk.
Siedział w czarnym SUV-ie w towarzystwie
Shikamaru i Saia, który obudził się kilkanaście minut wcześniej. Samochód
skryty był pod szpalerem drzew, ale mieli całkiem dobry widok na wejście do
budynku policji.
Czekali. W końcu, po prawie piętnastu minutach
zobaczył grupę ludzi wychodzącą na ulicę. Wszyscy ubrani na czarno przypominali
zbitą, ruchomą masę.
Kizashi chwycił za kluczyki od samochodu,
czekając aż Akatsuki właduje się do własnego samochodu. Potem ruszył za nimi w
odpowiedniej odległości. Kiedy mijał wejście do budynku nie omieszkał się nie
spojrzeć w tamtą stronę, ale niczego ciekawego nie dostrzegł.
— Co teraz? — usłyszał pytanie Saia.
Haruno spojrzał we wsteczne lusterko, by móc zobaczyć zmęczone ciemne oczy. Od
momentu obudzenia Sai był wyraźnie cichy i zdystansowany, jakby kompletnie nie obchodziło
go, co się wokół dzieje. Kizashi domyślał się, że było to związane ze śmiercią
Sakury — Sai najwyraźniej czuł do niej coś więcej niż tylko psychopatyczną chęć
dręczenia.
— Pain powiedział, że mamy jechać za nimi
do kryjówki.
— To nie jest zbyt ryzykowne? —
zaniepokoił się Shikamaru. — Mamy do czynienia z kryminalistami. Właśnie
posłali do piachu przynajmniej ze sto osób. Poza tym, nikt nigdy nie widział
ich kryjówki.
Kizashi zmarszczył brwi.
— Co sugerujesz?
— To głupota, wycofaj się.
Haruno zacisnął mocniej dłonie na
kierownicy, czując przyspieszone tętno w żyłach. Nie mógł powiedzieć tego na
głos, ale zgadzał się z Shikamaru. Kiedy Pain zaproponował mu taki układ, sam
wyczuł w tym coś podstępnego. Mimo to, zgodził się, bo potrzebował tej bandy
zwierząt. Miał tylko nadzieję, że poza trzema milionami jenów, które im przelał
nie będzie musiał płacić wiele więcej.
Jechali przez centrum Shinjuku, aż w końcu
zaczęli manewrować w mniejszych, osiedlowych uliczkach, które ostatecznie
wyprowadziły ich na betonowy szeroki plac. Znaleźli się pomiędzy dwoma
kilkupiętrowymi budynkami, które swoje lata świetności z pewnością miały dawno
za sobą. Ciemne chmury, wiszące na niebie potęgowały tylko nieprzyjemny efekt
nieprzystępności tego miejsca.
Kizashi czekał aż członkowie Akatsuki
opuszczą swojego vana. Kiedy dostrzegł znajome pomarańczowe włosy wyszedł z
samochodu. Ku jego niezadowoleniu, Shikamaru i Sai nie ruszyli się z miejsc.
Haruno poprawił mankiety garnituru i
omijając kałuże, z wyuczonym uśmiechem podszedł do lidera. Mężczyzna obrzucił
go jednak zimnym spojrzeniem, co nakazało Kizashiemu się zatrzymać przed maską
swojego samochodu. Poczuł pierwsze nieprzyjemne dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
— Kogo straciliśmy, Kakuzu? — warknął
Pain, nadal wlepiając ślepia w Kizashiego.
— Deidarę i… Konan. — Głos mężczyzny
stojącego gdzieś z tyłu był niepewny, jakby obawiał się, że wściekłość Paina
dosięgnie i jego.
— No właśnie. A ty co zapewniałeś, Kizashi?
Haruno był pewien, że gdyby wściekłość
wylewająca się z Paina mogła mieć postać to widziałby teraz rozjuszonego
tygrysa. Nagle zaczął wątpić w słuszność swojej decyzji. Mimo to, miał
nadzieję, że na twarzy nie drży mu ani jeden mięsień, a oczy nie zdradzają
czającego się w środku strachu.
— Przykro mi to słyszeć — powiedział
spokojnym głosem. — Jeśli uznasz, że zapłata, którą otrzymaliście jest za mała,
to mogę do tego dołożyć jeszcze jakąś połowę.
Twarz Paina owiał zimny cień i Kizashi
zrozumiał, że źle to rozegrał. Mimowolnie zrobił krok w tył, kiedy lider
Akatsuki zaczął się do niego zbliżać.
— Przeliczasz życie moich podwładnych na
pieniądze?! — syknął, zmniejszając dzielącą ich odległość do pół metra. Nim
Kizashi pomyślał, dłoń Paina zacisnęła się na jego krtani. Haruno poczuł, że
traci grunt pod nogami. — Mieliśmy być bezstratni, gnoju!
Kizashi odruchowo chciał rozluźnić ucisk
na gardle, jedocześnie próbując coś powiedzieć. Patrzył w ciemne oczy
pozbawione krztyny zawahania i wiedział, że nie urobi już tego bydlaka.
Nagle uścisk zelżał, a on wylądował na
chwiejnych nogach. Złapał się za bolące miejsce, czując piekące ciepło.
Próbował wyrównać oddech, kiedy pięść Paina spadła na jego skroń
niespodziewanie.
Wylądował na mokrym betonie, poczuł, że
garnitur wchłania wodę z kałuży. Przed oczami zamigotały mu ciemne plamy, ale
nie zdążył nawet chwycić się ulotnej myśli, że przegrał, kiedy poczuł solidne
kopnięcie w brzuch.
Skulił się, ale to nie ochroniło go przed
kolejnymi ciosami spadającymi mu na głowę.
To
nie tak miało się skończyć, pomyślał, nim kolejny cios złamał mu nos, a krew
wypełniła usta. Im dłużej ta udręka trwała tym bardziej czekał, aż wszystko
wokół otoczy bezgłośna ciemność.
Sylwetka Paina zamieniła się już w ruchomy
cień, obraz stracił ostrość.
Dlaczego Sai i Shikamaru nic nie zrobili?
Przecież mieli broń…
Kiedy znowu pięść łupnęła go w głowę
poczuł wreszcie, że ból zanika. Świat zawirował w ostatnich kolorach szarości i
ciemność pochłonęła go bez reszty.
♦ ♦ ♦
Shikamaru Nara siedział nieruchomo i
patrzył, jak pierwszy cios powala Kizahiego na ziemię. W dłoniach trzymał
pistolet, ale nawet nie myślał pomagać tej kanalii. Zamiast tego musiał szybko
wymyśleć sposób, żeby wyjść z tego bagna z życiem. Miał w ogóle na to szansę?
Ich samochód stał przodem do grupy uzbrojonych po zęby potworów, którzy tylko
czekali na ich ruch. Wyjście z pojazdu było jednoznaczne ze śmiercią. W broni
miał pięć naboi. Nawet przy ogromnym szczęściu nie dałby rady wszystkich
powalić.
Shikmaru popatrzył na zobojętniałą twarz
Saia. Mężczyzna siedział jakby nic go już nie obchodziło. Czyby wiedział, że to
się tak skończy?
— Nie zamierasz go ratować? — wyrwało się
Narze.
— Tej gnidy? Niech zdycha, zasłużył.
Shikamaru nie spodziewał się takiej
odpowiedzi. Kizashi zawsze dobrze mówił o Saiu, sprawiali wrażenie, jakby
łączyła ich silna więź. A ostatecznie, Haruno został sam.
— Czym ten staruch cię urobił, że
odwróciłeś się od własnych? — zapytał Sai.
— Pewnie tym samym, co ciebie. Kłamstwem.
Na twarzy Saia pojawiło się coś na kształt
uśmiechu, ale oczy były tak samo zimne.
— Mnie nigdy nie okłamał. Był po prostu
wszystkim, co mi zostało. Gdyby nie on, zdechłbym w więzieniu.
— Za zabicie tamtych kobiet?
Sai rozparł się wygodniej w siedzeniu,
jakby wcale nie byli otoczeni przez kryminalistów i nie czekała ich żadna
śmierć.
— Nie zabiłem żadnej kobiety. To był stek
bzdur.
Nara pomyślał, że się przesłyszał.
— Jak to? Widziałem akta, do cholery! One
były martwe! Poza jedną, która jakimś cudem wam pomagała.
— Słuchasz, co mówię? Ne zabiłem ich ja,
co nie oznacza, że nie są martwe. Po prostu mnie przypisano te morderstwa.
Shikamaru patrzył się na spokojną twarz
Saia z niedowierzaniem. A potem spojrzał na gehennę rozgrywającą się przed ich
oczami.
— Ojciec Sakury jest mordercą?
— A to cię tak dziwi? Zabił moją matkę, bo
zaczęła się mu stawiać. A potem szło lawinowo. Te dziewczyny, o których
wiedziała policja to tylko czubek góry lodowej. Nawet nie wiesz, ile ciał
pochowałem, ile spaliłem, ile poćwiartowałem. Ja tylko sprzątałem jego syf.
— Jakim cudem nikt go z tym nie powiązał?
Sai popatrzył na Shikamaru znudzonym
wzrokiem.
— Z takimi pieniędzmi to i tsunami by
zatrzymał.
Ale
te właśnie pieniądze nie zdołały go uchronić od nagłej śmierci, pomyślał ponuro
Shikamaru.
Człowiek, który tłukł Kizashiego w końcu
wyprostował się, a Shikamaru włos zjeżył się na karku, gdy dostrzegł ślady krwi
na twarzy mężczyzny.
Zginę
tu, kurwa.
— Jest w życiu coś jeszcze, co chciałbyś
zrobić? — Pytanie ze strony Saia tak
zaskoczyło Shikamaru, że nawet nie wiedział, czy warto na nie odpowiadać. Bo
jaki to miało sens, skoro i tak mieli zaraz zginąć?
— Chyba… — powiedział, jednocześnie
obserwując ruch przed samochodem. Oprawca Kizashiego wziął jego zwłoki i zaczął
ciągnąć do vana. Pozostałych pięciu zbirów stało obok i wszystko obserwowało.
Na razie nikt nie zwracał uwagi na ich samochód.
— Będziesz miał może kilkanaście sekund.
Wyjdziesz po mojej stronie, jak skupię ich uwagę na sobie.
Shikamaru wlepił wzrok w Saia. Na jego
twarzy nie było cienia obojętności sprzed chwili.
— Chcesz mnie ratować?
— Czy ja wiem? A co zrobisz ze swoim
życiem? Czemu je poświęcisz?
Shikamaru nie dowierzał. Siedział z
człowiekiem, który był marionetką Kizashiego od lat, którego uznano za
psychopatę i który właśnie miał mu uratować dupsko. Bardziej ironicznie nie
mogło już być.
— Jakie to ma znaczenie?
Sai wzruszył ramionami.
— W sumie to żadnego. Martwych nie
obchodzi, co robią żywi. Jesteś gotów?
Shikamaru nie był gotów w żadnym wypadku.
Przecież to nie mogło się udać! Ale zachował słowa dla siebie i tylko zacisnął
dłoń na broni.
Kilkanaście sekund. Czy naprawdę miał chociaż
tyle? Czy zdąży zaczerpnąć chłodnego powietrza, nim kula rozwali mu łeb?
Nim Sai otworzył drzwi, Shikamaru zdążył
pomyśleć tylko o niej. Jeśli jakoś to przeżyje, to resztę życia poświęci
grzechom, których się dopuścił. Jakoś je odpokutuje.
Naprawię
to, Temari.
Sai wyskoczył z samochodu gwałtownie i bez
ostrzeżenia zaczął strzelać. Shikamaru zarejestrował tylko, że jeden z członków
Akatsuki pada na ziemię i sam wyskoczył z wozu jak torpeda.
Biegł, ile sił w nogach z nikłą nadzieją,
że kule go nie dosięgną. Biegł, łapiąc kolejne wdechy. Biegł, nawet gdy echo
śmierci zaczęło się oddalać. Biegł. I nie zatrzymywał się. Nawet za zakrętem. Nie
wiedział, jakie czekało go jutro, ale biegł. Bo tak mu nakazywał instynkt.
Od
autorki:
No, nie wierzę, że ta historia dobiega końca, serio. :D Jeśli mam być szczera, historia miała mieć zupełnie inny wydźwięk, inny tor. Naprawdę. A wyszło
takie coś. Początkowo miałam na nią plan, potem jednak za bardzo namieszałam,
niestety. Dlatego całokształt uległ sporej zmianie. Nie wiem, czy wy to w ogóle
zauważyliście. Mam nadzieję, że Instynkt mimo wszystko wam się podobał. Sam
tytuł opowiadania też miał nawiązywać do czegoś zupełnie innego. Może kiedyś
stworzę tamtą historię, która była w moim pierwotnym zamyśle. ;)
Ta historia nie jest świetna, bo nie jest
dobrze przemyślana. W epilogu domknę jeszcze ostatnie kwestie, ale i tak jestem
zdania, że to mogło być lepsze. xD Ale, żeby nie było, że ja tu tylko narzekam.
Największym plusem pisania tej historii było to, że zobaczyłam jak ciężko
stworzyć coś porządnego z tłem kryminalnym. Naprawdę. Mimo niedociągnięć,
świetnie się przy niej bawiłam. Mam nadzieję, że wy również! :)
Do zobaczenia w Epilogu!
Ty naprawdę przechodzisz samą siebie w szybkości dodawania kolejnych rozdziałów, obojętnie czego!
OdpowiedzUsuńRozdział-petarda. Do końca trzymał w napięciu. Tyle się tu wydarzyło, że aż mi ciężko pozbierać myśli.
Duet Itachi-Naruto walczący o przeżycie... właściwie to momentami trochę wątpiłam czy przeżyją (przecież to jest trzecie piętro! XD). Te wszystkie ciała leżące w budynku komendy... Wyobraziłam to sobie bardzo dobrze... masakra - jednym słowem.
Zaskoczyłam się, że Kizashi, który teoretycznie miał poukładane wiele rzeczy do przodu zgodził się zapewnić Peinowi, że nikt z Akatsuki nie zginie. Dosyć naiwne jak na wparowanie do komendy. XD Tzn. rozumiem motyw Haruno. Musiał tak powiedzieć, żeby mieć ludzi od najczarniejszej roboty, ale że Pein mu uwierzył? Widocznie Kizashi musiał mieć "poszanowanie" w przestępczym światku. Nieważne. Nie żyje. To jest najważniejsze. Jeszcze w tak niehonorowy sposób został zabity. Kopanie leżącego - piękne.
Jeśli chodzi o Saia i Shikamaru, to ja się łudziłam, że może zapomną o sprawdzeniu auta, głupie myślenie, dlatego dobrze, że oni raczej tę myśl odwodzili. No i się wszystko rozwiązało - kim był tak naprawdę Sai, dlaczego Shikamaru do nich dołączył. Jednak to ta końcówka zasługuje na uznanie. No tego się po Saiu nie spodziewałam! Dzięki jego, można wręcz powiedzieć, bohaterskiemu zachowaniu mogliśmy zobaczyć jak bardzo zrujnowanym człowiekiem był. Jego jedyną motywacją do życia było wykonywanie rozkazów Kizashiego... Nie miał nic poza tym, więc nie widział sensu w dalszej egzystencji. Nie spodziewałam się, że będzie tak naprawdę postacią tragiczną. Tu, na samym końcu, nawet go trochę polubiłam.
Ach, no i Shikamaru, który na końcu
zabrzmiał niczym Sasuke (mówiąc o odkupieniu swoich grzechów). Życzę mu by przeżył. Nie postrzegam go (albo nie umiem) jak całkowicie złego, raczej jako pogubionego w ideologii. Dlatego niech biegnie do Temari, niech jakoś zadośćuczyni Sakurze, o ile ta przeżyje.
Właściwie to Kizashi był tylko zły do szpiku kości. No i Akatsuki, ale płatki mordercy to zupełnie inny temat.
Pozostało mi już tylko czekać na epilog te wspaniałej historii. Nie byłam tutaj od początku, ale czytając po kolei rozdziały, jeden za drugim nie zorientowałam się, że jakiś ogólny plan uległ zmianie. Może nie jestem na tyle spostrzegawcza, a może tak dobrze to ukryłaś? A może po prostu lepiej niż myślałaś. Często z własnej perspektywy coś wydaje nam się oczywiste, a dla kogoś wcale takie być nie musi. ;)
Ja jestem bardzo zadowolona z tego, co stworzyłaś. Dla mnie wszystkiego idealnie. Nie pamiętam by było coś czy to w fabule czy to w Twoim stylu pisania, co by mi się nie podobało lub co by się nie trzymało kupy.
A, właśnie. Zeżarło Ci w tym rozdziale jedno "nie", tam gdzie przedstawiony jest Shikamaru, że "nawet (nie) myślał pomagać tej kanalii".
W sumie nie chciałam Ci już tutaj dziękować, ale podziękuję jednak, bo chcę żebyś wiedziała, że jestem Ci wdzięczna za to opowiadanie bez względu na to jak się ono zakończy. Czy Sakura i Shikamaru przeżyją, czy nie. Co się stanie z policją, Akatsuki itd. Naprawdę jestem Ci wdzięczna już w tym miejscu. Także będę czekać grzecznie na epilog. Napisz go takim, jakim dokładnie chcesz, bez względu na to, że czytelnikowi jakieś rozwiązanie może się nie spodobać. Za taką akcję we wszystkich rozdziałach, naprawdę, nie możemy być źli.
Pozdrawiam i weny życzę!
Czy ja mogę płakać, co? :'D Ej no, tak bardzo wzruszyłaś mnie tym komentarzem, że normalnie siedzę wbita w krzesło. I nawet nie wiem, jak mam odpisać na ten komentarz. Ja wiem, że wy czytelnicy możecie nie dostrzegać pewnych niedoiągnięć, bo to ja tworzę historię, to w mojej głoie ona siedzi i to przed moimi oczami rysują się pewne sceny. xD Ale dobrze wiedzieć, że nie ważne jak ja to postrzegam, tobie się podobało.
UsuńTak, Sai nie miał łatwego życia, bo trafił na złego człowieka. A Kizashi? Cóż, życie takie jest, że rządzi nim przypadek. Jedna zła decyzja i wszystko można skreślić.
Epilog będzie na tyle długi, że raczej wszystko zotanie w nim wyjaśnione (mam nadzieję). I mam nadzieję, że niezależnie od kierunku, w którym pokierowałam historię, ej zakończnie was zadowoli. ^^
Dziękuję ci przeogromie za ten pełen ciepła komentarz!
łał kobieto!
OdpowiedzUsuńTrzymasz w napięciu do samego końca! Aż tak, że nie mogłam od razu napisać komentarza, a żeby przeczytać rozdział rzuciłam absolutnie wszystko co robiłam!
Szczerze? Myślałam że to koniec końców i nie będzie epilogu i prawie umarłam czytając zakończenie. Cieszę się, że dużo rzeczy już zostało wyjaśnionych, chociaż miałam nadzieję na troche więcej SasuSaku w tym rozdziale.
Ale na szczęście!!! będzie epilog i nareszcie będę spać spokojnie.
Tak wgl to jestem z Ciebie mega dumna! Jeju udało Ci się i doprowadziłaś tą historię do końca. Mimo wszystkich trudów i kłopotów dałaś radę! <3 Każdy Twój rozdział to dla mnie nie mała inspiracja i mimo że sama nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnej historii, to Twoje bardzo mi pomagają zwłaszcza w kryzysach :D
Mam nadzieję, że epilog będzie niedługo. I nie mogę się doczekać wizji jaką w niej zawarłaś. W dodatku mam nadzieję, że kiedyś uda Ci się napisać opowiadanie zgodne z pierwszą wersją ;D
Pozdrawiam i do napisania przy następnym rozdziale!
Ojej <3
UsuńJa też jestem z siebie dumna, że ją dokończyłam, serio. Miałam chwile zwątpienia. :D I tak miło szyłeśc, że to co tworzę jakoś tobie pomaga, mam nadzieję, że u ciebie niedługo też coś się pojawi, bo cały czas czekam. <3
Epilog chcę dać w przyszłym tygodniu, jeszcze przed Wielkanocą.
Pozdrawiam!
Ahhh, ostatni akapit był tak boski, że aż go sobie zapisałam w folderze z inspirującymi cytatami.
OdpowiedzUsuń"Biegł, nawet gdy echo śmierci zaczęło się oddalać."
Cała historia świetna. Chociaż moim numerem jeden (nawet tylko po dwóch rozdziałach) jest "saisho-no-yuki", to "Instynkt" znajdował się w czołówce przez naprawdę długi czas. Zdziwiłam się nieco, że Sai jednak nie zabił tych kobiet. Pasowało to do jego obrazu, który wyrobiłam sobie w głowie. Naprawdę chylę czoła przed Tobą już od pierwszych rozdziałów, bo ja zwyczajnie nie potrafię pisać kryminałów. Kiedyś napisałam coś małego w tych klimatach, ale to było moje OC poza świata m&a.
Uwielbiam za to czytać wszelkiej maści książki i opowiadania tego typu, dlatego ukradłaś moje serce. Czekam jeszcze na epilog zwieńczający "Instynkt". Dziękuję Ci za całą historię, bawiłam się świetnie.
Buziaki~
Dziękuję. Ciesz się, widząc, że ta historia naprawdę się wam podobała. Doceniam każde słowo, które małam szansę od ciebie przeczytać.
UsuńDo Saisho niedługo wrócę, myślę, że jak opublikuję epilog Instynktu, to na spokojnie ruszę z tamtą historią. :)
Ten rozdział to niezła petarda. Strasznie podobała mi się scena na komisariacie. Dopiero po przeczytaniu jej zorientowałam się, jak niewiele dzieliło Itachiego i Naruto od śmierci. Gdyby tylko znajdowali się na dole, a nie tam, gdzie byli, mogłaby dosięgnąć ich jakaś kula. Cieszę się też, że załatwili Deidarę. Jest chyba jedyną osobą z Akatsuki, której nie mogę przetrawić. Wolę od niego nawet takiego Kakuzu. :P
OdpowiedzUsuńAleż ogromną satysfakcję poczułam, kiedy się okazało, że Kizashiemu nie udało się wszystko tak, jak sobie zaplanował i że będzie musiał zapłacić za śmierć członków Akatsuki. Może to zabrzmi dziwnie, ale z przyjemnością czytałam o tym, że Pain go katuje na śmierć. xd
Strasznie podobała mi się ta końcówka, i tak jak Sayuri już pisała, muszę zapamiętać ten cytat, bo brzmi genialnie. Szkoda mi było zarówno Saia, jak i Shikamaru, mimo tego co zrobili. Nie chcę żeby umierali, chociaż uczynili wiele złego.
Teraz czekam na epilog i obiecuję przynajmniej tam napisać komentarz jak najszybciej. xd
Jejku, aż się smutno robi jak człowiek wie, że przed nim już tylko epilog ;(
OdpowiedzUsuńPrzywiązałam się do tej historii, zapewniła mi tyyyle emocji <3
Nie mogę się doczekać epilogu, ciekawość mnie rozsadza.
Uwielbiam <3
Pozwól, że komentarz zacznę w nieco inny sposób, niż zazwyczaj. A więc:
OdpowiedzUsuńCZEMU TAK POTRAKTOWAŁAŚ MI Hiashiego Hyūgę?! Ja naprawdę widziałam w tej postaci potencjał, bo we wcześniejszym rozdziale wykreowałaś go świetnie :( Jego charakter sprawił, że polubiłam gościa. Zawsze ponosi się jakieś straty, ale czemu on. Choć jak pomyślę o innym możliwościach, Naruto i Itachiego bym Ci bardziej nie wybaczyła XD.
Akcja z Kizashim wgniotła mnie w fotel. Dziewczyno GRATULACJĘ! Ani na moment nie potrafiłam przewidzieć takiego obrotu spraw. Wpier**ol od Paina należał mu się! Nie sądziłam, że Sai z Narą będa stać nieruchomo i mu nie pomagać. Naprawdę, myślałam, że do niego podlecą i zaatakują Paina.
Przez całe opowiadanie byłam pewna, że to Sai był mordercą. Coś czułam, że ten skurczybyk Haruno to dobre ziółko, aczkolwiek spodziewałam się, że pomagał Sai'owi, a okazuje się, że tylko on jest winny. Musze przyznać, podoba mi się to :) Teraz tylko czekam, aż się wyjaśni dlaczego z Shikamaru wciągnęli się w te całe bagno!
Oj Nara Nara, biedaczek najwidoczniej zagubił się w tym wszystkim i pragnie odpokutować własne winy. Podoba mi się akapit, w którym mówi w myślach do Temari, że wszystko naprawi (co możesz uznać za komplement bo nie cierpię tej postaci, a tym bardziej tego paringu).
No i na reszcie wyjaśniony tytuł opowiadania! Biegł bo tak mu nakazywał instynkt <3 Jestem ciekawa, czym nas zaskoczysz w epilogu :).
Pozdrawiam <3
PS Nie przejmuj się, że miałaś w planach nieco inaczej poprowadzić fabułę. Kryminały to naprawdę trudny orzech do zgryzienia. Jak bardzo lubię je czytać, tak za pisanie ich nigdy bym się nie wzięła, więc musisz wiedzieć, że Cię podziwiam :)
43 years old Physical Therapy Assistant Ellary Durrance, hailing from Manitouwadge enjoys watching movies like Laissons Lucie faire ! and Scouting. Took a trip to Durham Castle and Cathedral and drives a Esprit. przejdz do tej strony
OdpowiedzUsuń